Targi książki dla dzieci w Bolonii to cztery intensywne dni spędzone wśród wydawców i ilustratorów z całego świata – prawdziwy ogrom inspiracji, ciekawych dyskusji, ale też pytań, które nasuwają się w ich wyniku. Czy naprawdę nadchodzi epoka książki tylko obrazkowej? Czas na nasze subiektywne podsumowanie.
Rynek książki dla dzieci nieustannie się zmienia. Kiedy rok temu odwiedziłam targi książki dla dzieci w Bolonii, wydawało się, że jednym z najsilniejszych trendów kolejnych miesięcy będą książki typu pop-up. Skomplikowane technicznie formy i zapierające dech w piersiach konstrukcje na poszczególnych stronach – część z nich mogliście zobaczyć w zeszłorocznym podsumowaniu Bologna Children’s Book Fair 2017. Tymczasem w tym roku wśród światowych wydawców królują proste formy o najwyższej jakości realizacji. Do łask wracają klasyczne oprawy introligatorskie, szczególnie z surowego kartonu, które nie ukrywam pokochałam.
KSIĄŻKA KOREAŃSKA
Z pewnością dla mnie osobiście jednym z największych odkryć tegorocznych targów była książka koreańska. Najwyższa jakość wykonania, niezwykłe struktury papieru, zastosowanie kalek i uszlachetnień w druku, sprawiło, że właśnie na tych stoiskach spędziłam długie godziny przeglądając pozycje po pozycji.
KSIĄŻKA OBRAZKOWA
To co można dostrzec bardzo wyraźnie to niezwykle silny trend, którym są książki obrazkowe, tzw. „picture books”. Ilustrowane, pozbawione treści formy, mają być nowym językiem komunikacji z dziećmi. Ot, Instagram w papierowym wydaniu. W rozmowach z wydawcami z Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii – można usłyszeć, powtarzane jak mantrę: książki z tekstem nie mają racji bytu na naszym rynku, dzieci nie czytają. Osobiście wzbudziło to we mnie bardzo mieszane uczucia. Czy naprawdę to słuszny kierunek, że książka zmierza w kierunku formy jedynie wizualnej? A gdzie w tym wszystkim miejsce na treść, na słowo, które przecież jest też ważne, które zostawia po sobie ślad, rozwija wyobraźnię? W moim odczuciu konieczne jest poszukiwanie złotego środka – równowagi między piękną, wartościową ilustracją i treścią, w której zasłuchują się dzieci. Cieszy mnie osobiście to, że mimo tak silnych trendów w innych krajach, nasz rynek książki dla dzieci różni się pod tym względem i że wciąż nie tylko książki oglądamy, ale również… czytamy.
Bolońskie targi mają charakter branżowy, są praktycznie zamknięte dla szerszej publiczności. Cztery dni są wypełnione po brzegi prelekcjami, rozmowami pomiędzy wydawcami i ilustratorami i innymi wydarzeniami towarzyszącymi. Ważne jest to, że polska książka jest widoczna na tak ważnym branżowym wydarzeniu, a jedno z polskich wydawnictw zostało nagrodzone w kategorii najlepszego europejskiego wydawcy. Wyróżnione książki wzbudzają ogromne zainteresowanie wydawców z całego świata i tak naprawdę w całym tym wydarzeniu… hmm… brakuje mi osobiście jedynie jednej rzeczy… głosu dzieci. Bo przecież to książki dla nich, z myślą o małych czytelnikach powstają kolejne ilustracje i wydania. I choć cieszy oczywiście fakt wyborów i nagród przyznawanych przez bolońskie jury, to jednak mi osobiście ogromnie brakuje czegoś co można, by określić jako kategorię „kids choice”. I całkowicie subiektywnie mam nadzieję, że ilustratorzy, autorzy, wydawcy, w tych wszystkich targowych zaciekłych dyskusjach, konkursowych kryteriach, artystycznych, czasem wręcz designerskich formach nie zapominają, że najważniejszym elementem tego twórczego procesu jest po prostu – DZIECKO.
Tegoroczne targi książki w Bolonii były dla mnie wyjątkowe również pod innym względem – po raz pierwszy odwiedziłam je nie jako gość, lecz jako wystawca. Na narodowym, polskim stoisku stanęły dumnie Momo i Kiki, Jeżobranie, Gdy lew się wybiera do fryzjera, Pani Imbir i Szkoła Elfów. I dla mnie jest niesamowite to, że bajkopisowe książki, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu były tylko marzeniem mogli oglądać odwiedzający targi z całego świata.
Czas wracać 🙂
A na zakończenie kilka migawek z bolońskiego, książkowego raju.
Targi książki dla dzieci w Bolonii to również raj dla ilustratorów. Wydarzeniu zawsze towarzyszy wystawa nagrodzonych ilustracji. Moje serce skradły te autorstwa tajwańskiej ilustratorki Cindy Wume. Niestety ekspozycja za szybami i oświetlenie od góry nie sprzyja dobrym zdjęciom.
Ścianki targowych hal na kilka dni zamieniają się w wielkie portfolio ilustratorów z całego świata. Pomysły na prezentację siebie i swoich prac są naprawdę kreatywne.